4 lut 2015

TIERSEN - moja miłość

Zatęskniłam dziś za Tiersenem..
Za wspomnieniem, jak go poznałam
..
Mam przeogromną potrzebę, by do niego powrócić
..
By przypomnieć sobie emocje, które wywołują tak dobrze znane melodie i nuty..
Bez jego muzyki moje życie nie miałoby 'smaku'.

Chciałabym się z Wami podzielić moją miłością do Yanna Tiersena :)

Wręcz z rumieńcami na policzkach wyciągnęłam dziś z szafki dysk, na którym mam mój cały dobytek dotyczący Yanna. Zatęskniłam najbardziej do tego, od czego się zaczęło.. Do chwil, w których pierwszy raz go usłyszałam, jeszcze nie będąc świadoma
, jak przepastna i wierna miłość mnie czeka.

A zaczęło się dawno temu (niektórzy stwierdzą, że wcale nie), lat temu prawie 10. Pewnego smętnego, pełnego przeziębienia, gorączki, kiepskiego samopoczucia  i samotności wieczoru w akademickich pieleszach
Otóż wrażliwa (muzycznie) (i nie tylko) studentka ogrodnictwa spędziła wieczór w obecności uroczej Amelii Poulain. Zakochała się po uszy wręcz po trzykroć.. w samej Amelii, w Paryżu (choć ta miłość to nic nowego, zjawiła się dużo wcześniej), i w muzyce, jak się potem okazało pewnego francuskiego multiinstrumentalisty, którego nazwisko kompletnie z niczym się nie kojarzyło..

Przepadłam..
Wiedziałam od razu, że to będzie miłość, do samego końca.

Tiersen-o-mania ogarnęła mnie
. Chciałam wiedzieć o nim wszystko i basta! Namiętnie wręcz czytałam wszelkie dostępne informacje, przeszukiwałam co się dało, szperałam, googlowałam.. i słuchałam w kółko i do zdarcia już nie tylko soundtracka do Amelii, ale i innych wydanych, dostępnych płyt. Zakochałam się na zabój :-)
Mogłam w końcu z dumą powiedzieć, że mam w branży muzycznej IDOLA, który jak dla mnie, stworzył coś, co ciężko będzie komuś, kiedykolwiek dogonić [wybaczcie to czysto subiektywne stwierdzenie ;)].
Trudno mi to dokładnie opisać, i nie wiem czy Wam uda się mnie zrozumieć, mimo, że większość z Was zapewne darzy sympatiami mniej lub bardziej wylewnymi jakichś muzyków czy rodzaj muzyczny..
Muzyka zawsze była dla mnie bardzo ważna, poza tym miałam okazję poznać ją także z trochę innej strony, a mianowicie.. od podszewki :-)
Dla mnie nuty, dźwięki to swoiste, niezbędne nośniki emocji, tak jak krew, która transportuje tlen po naszym ciele; coś niezbędnego, bez czego nie można oddychać, istnieć. 'Wędrowałam' w mojej nauce poprzez solfeże, akordy, gamy, pasaże, etiudy, zasady, teorie muzyki, historie muzyki, etc., etc. Niektóre z tych rzeczy były istną męką, ale to co istotne, nienamacalne, wrażliwe do cna, wryło się w serce i zostanie w nim do końca mych dni jak mniemam. Twórczość Tiersena jest tego 'ucieleśnieniem'. Jest dla mnie czymś niepowtarzalnym, pięknem samym w sobie i nic nigdy tego nie zmieni. Zawsze, przezawsze, wszystko co z nim związane będzie mi sprawiało szaloną radość i szczęście! I będzie niosło ogrom emocji, wspomnień. 'Przy' nim się bawię, płaczę (zarówno ze smutku nieokreślonego jak i ze szczęścia), uśmiecham, śpiewam, nucę, rozmyślam, zamyślam się i zachwycam, rozkoszuję dźwiękami, współbrzmieniami, podziwiam, kocham i nienawidzę - istna mieszanka! Jak w życiu zresztą.
A już tak bardziej przyziemnie, by nie popaść w nadmierny zachwyt [co chyba jednak popełniłam :-) ].. Jakiś czas po obejrzeniu 'Amelii', odbywał się w W-wie festiwal frankofoński, na którym miał miejsce koncert Yanna. Oczywiście musiałam tam być :) przywiozłam sobie nawet autograf, aaaaa! [mam go lekko zżółkniętego w ramce do dziś, a co, kto mi zabroni ;)]. A potem jeszcze koncert w Krakowie, na który pojechałam zupełnie sama przez pół Polski, by jednak na miejscu podziwiać jego twórczość w miłym towarzystwie dopiero co poznanych Tiersenowych sympatyków. I trzeci, ostatni, na którym miałam okazję podziwiać mojego Mistrza, zakręcony wg mnie projekt Tiersena i Orki. Koncertował jeszcze dosłownie kilka razy, ale z racji powiększenia rodziny moje uganianie się za Yannem było po prostu, najzwyczajniej niemożliwe.. Teraz czekam cierpliwie aż Yann raczy znów zagościć w progach polskich klubów. Oby nie kazał zbyt długo na siebie czekać.
Cóż.... kończąc już moje ohy i ahy...
Jedni kochają Chopina, inni Jon Bon Jovi...
Ja kocham YANNA TIERSENA
Nie mogłam przy okazji nie powspominać wszystkich tych, których 'dzięki' Tiersenowi poznałam - POZDRAWIAM WAS SERDECZNIE!


Dzielę się z Wami cząstką mnie, kto chętny niech ogląda.....

                               Od tego się zaczęło... Amelia, Paryż..


                                         (źródło: http://screenmusings.org/Amelie/index.htm#71)


                                                                        MY LOVE
                     (źródło: http://notodoslosgatosonpardos.blogspot.com/2012_02_01_archive.html)

                                   Tyłek Tiersena na festiwalu w W-wie, 2007 r.
                                                     (z galerii własnej)


                                    Aga po koncercie w towarzystwie Djaruma ;)
                                                   (z galerii własnej)


                                      Yann na koncercie w Poznaniu i W-awie
                                                  (żródło: wygrzebane z czeluści internetu)


                                   Tiersen i Orka w poznańskim Eskulapie, 2009 r.
                                                   (z galerii własnej)

...  a co najważniejsze.. SŁUCHA - otwórzcie szeroko uszęta, zamknijcie oczęta...
(niechaj wiedzą wszyscy, że ogromnie ciężko było wybrać mi z przepastnych zasobów tych kilka utworów, kiedy tam wszystko mnie zachwyca..)


 




                            


                                                                              
                                                                                            

                      
                






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz